BATU HITAM - CZARNA SKAŁA

Przy wysepce Batu Hitam można się spodziewać bardzo udanego nurkowania w silnym prądzie, koniecznie jednak trzeba się wczuć w jego rytm.  Jest tu sporo falowania i bujania, ale o przyjemnej amplitudzie. Chwilami można się poczuć niczym wahadło wielkiego zegara rytmicznie przemieszczające się tam i z powrotem.  Prąd miota i tarmosi, ale jest niezwykle przyjazny dla tych, którzy potrafią mu się poddać i z niego skorzystać. Jeśli nie będziemy liczyli się z rytmem wody nurkowanie w tym miejscu zmieni się ze wspaniałego – w męczące i uciążliwe. Okazuje się, że to nie pewny siebie człowiek, ale natura i żywioł mają więcej do powiedzenia.

Czarna Skała  bo tak brzmi po polsku nazwa tego miejsca to tak właściwie dwa widoczne nad powierzchnią wody wzniesienia. Jedno ma formę łagodnie zakończonego stożka, drugie natomiast przypomina widzianego z boku wielbłąda. Najpierw widzimy głowę, później opadającą szyję i za jakiś czas dwa garby, a na końcu ogon. Na rafę natrafiamy na głębokości 5 metrów, stok łagodnie opada do 25 metrów. Głębiej nie płyniemy, gdyż prąd robi się tu prawdziwie straszny. Powyżej jednak nurt prowadzi dookoła skały, będąc niesionym jego siłą można podziwiać piękne mikro-życie, cudowne formacje korali i koronkowe gorgonie. Ogromne powierzchnie porośnięte przez ukwiały falują niczym wysoka trawa lub zboże na porywistym wietrze. Obok azotu można się tu nasycić kontaktem z siłami natury i poczuć z nią łączność. Równy niemal medytacyjny rytm oddechu – tak kontrastujący z gwałtownymi i splątanymi nurtami prądów – utrzymuje się jeszcze na powierzchni. Świetne automaty  V1 ICE TEC1 w konfiguracji Semi Tec pozostawiają po sobie doskonałe wrażenie długo po nurkowaniu.

Temperatura 30 stopni Celsjusza, czas 52 minuty, głębokość 21,2 metra.

SATU TIGA BATU (ONE TREE ROCK)

Wysepka jest nieduża – ma około 70 metrów długości. Z łodzi zaparkowanej przy Kawe dopłynięcie motorówką zajmuje co najwyżej 15 minut. Kierować się trzeba na wschód w kierunku grupy maleńkich, ale wysokich i dzięki temu dobrze widocznych z daleka skał. Jedna z nich jest niemal czarna i bardzo wąska, ale wystarczająco długa by zmieściły się na niej trzy wysokie pagórki. Przy tym, na którym rośnie samotna palma kokosowa, wskoczyliśmy do wody. Gdzieś tuż obok przebiega równik.

Jeszcze w motorówce, patrząc na powierzchnię  wody, nie warto zbytnio uruchamiać wyobraźni. Co więcej zbytnia fantazja jest tu absolutnie niewskazana bowiem zanurzyć się trzeba niemal w kipieli.

PRĄDY I HAKI

Tu właśnie stykają się gigantyczne prądy oceaniczne i morskie. Patrząc na wschód, widać idealnie równą jak szkło powierzchnię, bez najmniejszej fali. Można odnieść wrażenie, że woda została wyprasowana na gładko gigantycznym żelazkiem. Jest tak równo, że gdyby to były spodnie, a nie woda, można by się skaleczyć o zaprasowany kant. Inaczej jest po stronie zachodniej. Wody niewielkiego, w porównaniu z Pacyfikiem morza Seram nieustnie poruszają się w rytm łagodnej i równej fali. Miejsce styku obu mas wody wygląda naprawdę niesamowicie. Wydaje się, że gwałtowne prądy i wiry nie mieszają się ze sobą, lecz raczej splątują, lub zmieniają w dwa żywe organizmy. Widok przywodzi na myśl ramiona dwóch walczących ze sobą gigantycznych kałamarnic. Ich splecione w morderczym wysiłku ciała ciągną się wąskim, ale długim pasem sięgającym po widnokrąg.

Pod wodą prąd jest bardzo silny. Lokalny przewodnik żartuje, że Ci którzy zbagatelizują to niebezpieczeństwo zostaną wyłowieni gdzieś w Australii lub Japonii. Koniecznie musimy więc sięgnąć po haki rafowe Tecline. Za wysiłek można się jednak spodziewać solidnej nagrody. Trzy  manty w 10 minut to jest coś.

WOW

Maleńka wysepka Wow leży obok północno zachodniego brzegu Kawe. Można ją opłynąć dookoła, mając ścianę po prawej ręce. Hak rafowy znajduje się w ciągłym użyciu. Nurt prowadzi do podwodnego gruzowiska, po którym najlepiej jest się „przeczołgać” – pomagając sobie rękami (chroniąc dłonie rękawicami z kevlarowym wzmocnienim). Nurek wychylając się za grań nagle znika. W gwałtownym prądzie zstępującym trafiamy dobre dwa metry niżej, gdzie z kolei panuje spokój. Chwila zabawy jak wesołym miasteczku.

Dalej prąd był łagodniejszy, na przystanek bezpieczeństwa należy odejść w toń – by nie wynurzać za się za blisko skalnych ścian, należy się też spodziewać sporego miotania na pięciu metrach.

– Ten wasz sprzęt wygląda jak dzieło sztuki – słyszę na motorówce w czasie powrotu na łódź.

Zerkam na niebieskiego i czarnego Tecline Peanuta, oba z aluminiowymi płytami, jeden jest wyposażony w uprząż z taśmy, drugi ma minimalistyczną ale regulowaną. Prostota faktycznie może się podobać, a do tego pod wodą, „mniej” często znaczy „lepiej”.

– Wygląda świetnie, jest wygodny i to chyba  jedyny worek na rynku z tak dużą wypornością przeznaczony do singla – odpowiadam.

Autor tekstu i zdjęć: 

Przemysław Jocz

Politolog (Uniwersytet Szczeciński).  Pierwszy raz był pod wodą w 2007 roku. Pierwszy ukończony kurs (2008r.) w Lidze Obrony Kraju (płetwonurek III klasy). Intensywnie nurkuje od 2015r. Aktualne uprawnienia nurkowe: SSI AOWD (Deep, Dry Suit, Nitrox, Science), oraz: SSI Gas Blender Nitrox/Trimix, napełnianie butli kwalifikacje: Urzędu Dozoru Technicznego. Strażak Ochotniczej Straży Pożarnej. Współorganizator i uczestnik akcji ekologicznych (sprzątanie jezior), wolontariusz W.O.Ś.P. Autor jednej książki, współautor dwóch.  Żona Anna jest nurkiem technicznym i partnerem nurkowym.